W góry – z fachowcem, czyli … ?

Niemal przez okrągły rok, a szczególnie w typowych sezonach – letnim i zimowym – ciągnie w góry rzesza ludzi, wśród których wielu zamierza spędzić czas bardzo aktywnie ale bezpiecznie. Poszukują zatem „górskiego fachowca”, który zapewni merytoryczne i techniczne wsparcie zaplanowanych poczynań. Tę rozległą „niszę rynkową” zapełniają zawodowi przewodnicy oraz instruktorzy. Niestety, nie tylko oni. Sporą część rynku turystycznego zawłaszczają bowiem rozmaici uzurpatorzy. Ponadto nawet w obrębie prawdziwych reprezentantów profesji instruktorskiej i przewodnickiej istnieje duże zróżnicowanie kompetencyjne, a nie zawsze jest ono przestrzegane. Dla klienta kluczem do poprawnych decyzji powinna być tzw. świadomość marki. Tymczasem jest ona w Polsce piętą achillesową rynku usług górskich. Niezmiennie niski poziom owej świadomości otwiera więc rozległe możliwości rozmaitych uzurpacji na polu przewidzianym dla profesjonalnych usług w Tatrach i wysokich górach świata.

Najbardziej gorszącą, bo groźną dla klientów i uciążliwą dla prawdziwych zawodowców, a za to doskonale prosperującą, jest kategoria oferentów, którzy nie dysponują absolutnie żadnym umocowaniem kompetencyjnym - ani formalnym, ani merytorycznym. Są to rozmaite „agencje”, „biura aktywności” lub „kluby”, firmowane zarówno przez osoby mało znane, jak i przez niektóre osobistości ze świata „wielkich gór” Ich proceder przybiera niejedną postać: od  tzw. wypraw partnerskich1) – pod wodzą dyletantów oferujących rzekomy nadzór nad przebiegiem akcji górskich, aż po komercyjne imprezy organizowane przez niewątpliwie wybitnych alpinistów i himalaistów, których wystarczającymi referencjami mają być same ich nazwiska. Jednak przykra prawda jest taka, że ani jedni, ani drudzy w żadnym razie nie gwarantują realnej kompetencji przewodnickiej – co poniekąd widać i słychać, gdy w terenie wysokogórskim realizują swój proceder. Dlatego niejednokrotnie takie wyprawy kończyły się tragicznie. Na ogół jednak owe „epizody” przechodziły bez rozgłosu, bo prawie za każdym razem całe zło zostało zgrabnie zamiecione pod dywan siłami wielu wpływowych osób. Nic dziwnego – wobec niemal zupełnego braku świadomości marki, czyli w warunkach powszechnej nieznajomości realnego znaczenia nazw oraz tytułów zawodowych na rynku usług górskich, nic nie przeszkadza uzurpatorom w stawianiu siebie na pozycji  „wysokokwalifikowanego przewodnika wysokogórskiego” i takiemu anonsowaniu swoich usług, aż po szumne wywiady w mediach. Można to działanie oceniać jako cyniczne i bezczelne, ale okazuje się niezmiernie skuteczne. A teraz jest jeszcze pozornie poparte ustawami deregulacyjnymi. Co gorsza - nawet ci klienci, którzy ex-post dochodzą do wniosku, że „chyba coś było nie tak”, na ogół nie do końca zdają sobie sprawę, jak bardzo zostali zrobieni na szaro i ile zawdzięczają tylko własnemu szczęściu, a nie - opłaconemu „fachowcowi”. Personaliów owych przedsiębiorców nie ma sensu tutaj przytaczać – wszak bez trudu można je sobie samodzielnie „wygooglować”, wpisując w przeglądarkę niejedno nazwisko wzięte z pierwszych stron gazet (nie tylko górskich).

Tymczasem nazwisko i sława sportowca lub działacza to nie licencja przewodnicka. Zupełnie nie gwarantują one tego, co w górach wysokich jest niezbędne dla technicznej (a nie tylko logistycznej) obsługi amatora. Kwalifikacje znanych alpinistów i himalaistów mogą być bowiem bezdyskusyjne wyłącznie w zakresie wspinaczek z równorzędnymi partnerami, ale nie z amatorami - klientami.

Gwarancje prawdziwych kwalifikacji przewodnickich musi poświadczać odpowiednia licencja, przyznawana przez kompetentny organ. Dla obszaru Tatr są to uprawnienia (państwowe) Przewodnika Tatrzańskiego (rzecz ważna: w terenie wymagającym sprzętu asekuracyjnego musi to być przewodnik klasy I lub II), a kompetencje na obszar całego świata poświadcza licencja Międzynarodowego Przewodnika Wysokogórskiego, przyznawana przez federację IVBV / UIAGM / IFMGA2). Jednak każda taka licencja nie bierze się z powietrza, nie przyznają jej media, nie kupuje się jej jak zezwolenia na wyprawę, ani nawet nie jest owocem samego „CV”, choćby najbardziej imponującego, lecz  opiera się na  specjalistycznym wyszkoleniu, zwieńczonym rzetelną serią egzaminów. Tej grupie profesjonalnej jeszcze poświęcę akapit nieco dalej.

Wcześniej natomiast odniosę się do innej grupy zawodowej, niewątpliwie bardzo wysoko wykwalifikowanej. Są to różnego rodzaju instruktorzy wspinaczki. Ich domeną – jak sama nazwa, nawet tak ogólnikowa, wskazuje – jest instruktaż, czyli nauczanie. Niestety, niektóre oferty instruktorskie może tylko krok dzielić od wykroczenia poza obszar faktycznych kompetencji, a na pewno wystawia na zarzuty  ze strony innych grup i podgrup zawodowych.  Jakże bowiem nie dostrzegać dwuznaczności w komercyjnych anonsach o treści „Wspinaczka z instruktorem” (lub podobnej), gdy są one sygnowane podpisem  Instruktor wspinaczki – tytułem dobrze brzmiącym, ale wbrew pozorom bardzo niejednoznacznym i nieraz w tej formie nadużywanym - jak sadzę - celowo, co wyjaśnię niebawem. Zaobserwowane sposoby realizacji niejednej z takich ofert mogą dawać podstawę do postawienia uprawnionego zarzutu – bądź to uprawiania kryptoprzewodnictwa, bądź to (innym razem) świadczenia usług co prawda instruktorskich, ale usytuowanych daleko poza faktycznym zakresem posiadanych kompetencji.

Wciąż ufam, że jednak nie każda oferta instruktorska typu „Wspinaczka z instruktorem” ma u swoich podstaw intencję wkraczania w cudze (bo np. przewodnickie) obszary kompetencyjne. Rzeczywiście - istnieje forma indywidualnego podnoszenia swoich kwalifikacji taternickich, czy alpinistycznych, polegająca na wspinaczce przy mistrzu, albo choćby nawet za mistrzem. Ten rodzaj aktywności gotów jestem nawet popierać. Dlatego nie będę rozważać w jakim charakterze widzę kolegę instruktora z klientem np. w ścianie Łomnicy, nawet jeśli przez całą drogę jego podopieczny wspina się  „na drugiego”.   Ale też nie uwierzę w taki tryb „edukacji” na Walentkowej Grani, Zadnim Mnichu, grani Kościelca, czy Lodowego Szczytu. Taki sam komentarz należy się specyficznej „działalności szkoleniowej”, polegającej na wchodzeniu instruktora, z uczestnikami „kursu" przywiązanymi pod sobą, na najpopularniejsze szczyty Alp, jak Mont Blanc, Grossglockner, Wildspitze, Ortler, czy Piz Bernina, tzw. „drogami normalnymi” (czyli turystycznymi). Nawet przy najlepszej woli nie dostrzegam miejsca dla instruktora w zarobkowym „wodzaniu po wierchach” osób zainteresowanych tylko zaliczeniem wspinaczki górskiej - jako doraźnej „aktywności”, metodycznie niesłużącej usamodzielnieniu uczestnika, intencjonalnie (!) niebędącej składnikiem żadnego cyklu szkoleniowego i nieraz (już w samym założeniu) jedynej w życiu takiego klienta. Oferowanie przez instruktora komercyjnej wspinaczki, w ramach której z zasady nikt, nikogo i niczego nauczać nie zamierza, oceniam jako naruszenie nie tylko zakresu kompetencji, ale też zasad etyki zawodowej i uczciwie rozumianych reguł bezpieczeństwa.  W takim przypadku uważam za najmniej ważne, czy animatorem owego obrotu spraw jest od początku sam instruktor, czy jego klient.

Oczywiście wkraczamy takimi rozważaniami bardziej w materię etyki zawodowej, niż w kwestie prawne. Zatem właśnie ze względu na szacunek dla tytułu „Instruktor PZA”, który sam noszę, a jednocześnie znając na wskroś zakresy kompetencyjne poszczególnych stopni instruktorskich (branżowych) - nieodłącznie towarzyszących temu tytułowi  – przypominam, że jakikolwiek instruktor, o ile jednocześnie nie posiada licencji przewodnickiej,  jest w górach upoważniony wyłącznie do świadczenia usług powiązanych ze szkoleniem. Instruktor bowiem w ramach przebytych kursów instruktorskich został metodycznie przygotowywany do  nauczania wspinaczki, ale nie do przewodnictwa. Sama sztuka instruktorska, nawet najlepiej opanowana, nie gwarantuje przedsięwzięciom paraprzewodnickim wystarczającego marginesu bezpieczeństwa, szczególnie w terenie – rzecz to może paradoksalna – technicznie „nietrudnym” z punktu widzenia wykwalifikowanego taternika. A przecież amator doraźnych „aktywności górskich” takim taternikiem na ogół nie jest.

Zatem jeśli ktoś zamierza tylko przejść się poza szlakiem, a nie jest zainteresowany czynną edukacją, stanowczo nie powinien szukać usługi wśród ofert instruktorskich, o ile ma nie rozmijać się z kompetencjami opiekuna i jeśli nie chce stawiać instruktora wobec pokus ryzykownych nie tylko moralnie.

Uważam natomiast za rzecz pewną, iż każdemu kto zamierza wejść na ścieżkę edukacyjną wiodącą ku pełnej samodzielności, najwyższą jakość wyszkolenia zagwarantują właśnie Instruktorzy Polskiego Związku Alpinizmu3), poprzez realizację regularnych szkoleń o profilu – uwaga - adekwatnym do posiadanych stopni branżowych.

Zatem poszukując stosownej oferty oraz wybierając oferenta należy bardzo  rzetelnie zapoznać się ze znaczeniem nazw stopni instruktorskich (umocowanych w przepisach Polskiego Związku Alpinizmu) oraz ze zdefiniowanymi dla nich obszarami kompetencyjnymi. Ta rzecz nie jest zbyt zawiła.

Regulamin Kadry Instruktorskiej PZA wyznacza w zakresie wspinaczki takie oto stopnie instruktorskie:   „Instruktor Wspinaczki Skalnej PZA” (IWS),    „Instruktor Taternictwa  PZA” (IT)   oraz  „Instruktor Alpinizmu PZA” (IA).

Warto w tym miejscu wspomnieć, że kompetencje popularnego na rynku instruktora sportu stosującego tytuł „Instruktor Wspinaczki Sportowej ” mogą być również poparte certyfikatem Polskiego Związku Alpinizmu. Grono instruktorów PZA legitymujące się takim tytułem branżowym (IS PZA) jest na razie relatywnie niewielkie z uwagi na wysoko postawione wymogi techniczne oraz demotywującą ustawę o sporcie. Koniecznie trzeba pamiętać, że  domeną Instruktora Wspinaczki Sportowej są wspinaczki wyłącznie na drogach ubezpieczonych w skałkach (a ponadto o ograniczonej długości) oraz wspinaczki na sztucznych ścianach. Tak więc tytułów Instruktor Wspinaczki Sportowej (IS) i Instruktor Wspinaczki Skalnej (IWS) nie wolno ze sobą mylić, nawet jeśli są poparte licencjami instruktorskimi PZA.

Podobnie wypada odnotować, że te kompetencje zawodowe nie obejmują rejonów o charakterze wysokogórskim, także Tatr, nawet w zakresie imprez rekreacyjnych. Czyli prosto rzecz nazywając: nawet w lecie góry nie mogą być miejscem legalnego świadczenia usług ani przez Instruktora Wspinaczki Skalnej PZA, ani przez Instruktora Wspinaczki Sportowej.

Powyższe informacje nie mają w żadnym stopniu kwestionować kompetencji „nie-pezetowskiego” instruktora sportu w posiadanej specjalności. W tym gronie jest wiele wybitnych postaci, pod których opiekę bez wahania powierzyłbym nawet własne dziecko!

Dla porządku dodam, że także kompetencjom Instruktorów Taternictwa PZA towarzyszą pewne ograniczenia w porównaniu do uprawnień Instruktorów Alpinizmu. Co prawda dotyczą one tylko pracy w górach lodowcowych oraz niektórych samodzielnych szkoleń taternickich w zimie, ale formalnie mogą być jednak istotne. W rozumieniu przepisów PZA stopnie są hierarchiczne, zatem Instruktor Taternictwa posiada także kompetencje Instruktora Wspinaczki Skalnej, a Instruktor Alpinizmu jest wyposażony we wszystkie kompetencje IT i tym samym również w uprawnienia IWS.

Jak z tego wynika, każdy kto poszukuje dla siebie instruktora, musi w podjęte kroki włożyć sporo uwagi. W gąszczu reklam i anonsów należy bardzo świadomie wypatrywać ofert programowych dobrze korespondujących z zaplanowanym kierunkiem swojego rozwoju, przy czym poszukując właściwego profilu kursu, koniecznie trzeba rozumieć terminologię użytą w opisach programów. Potrzebne ku temu dane można znaleźć na oficjalnej stronie internetowej Polskiego Związku Alpinizmu4) oraz COS-PZA „Betlejemka”.

Oddanie się pod opiekę Instruktora PZA posiadającego odpowiedni stopień oraz ważną licencję, podobnie jak wybór szkoły dysponującej tzw. rekomendacją PZA oraz kursu opatrzonego klauzulą „zgodny z programem PZA”, daje najwyższe gwarancje jakości wyszkolenia ku wspinaczkowej samodzielności.

Do każdego zaś, kto nie ma chęci, czasu lub innych warunków do opierania swojej przyszłej aktywności  górskiej o samodzielne zarządzanie ryzykiem oraz logistyką, oferty swoje kierują przewodnicy.

W obszarach wysokogórskich świata gwarancję najwyższych kompetencji przewodnickich zapewnia tytuł Międzynarodowego Przewodnika Wysokogórskiego nadawany przez federację IVBV / UIAGM / IFMGA. Na świecie taki certyfikat zawodowy posiada niewiele ponad 6000 osób (wśród których nie wszyscy pozostają aktywni). W naszym kraju elitarne grono przewodników legitymujących się  licencją IVBV / UIAGM / IFMGA zrzeszone jest w  Polskim Stowarzyszeniu Przewodników Wysokogórskich5) (PSPW) z siedzibą w Zakopanem.

W wymiarze technicznym kompetencje przewodnika IVBV obejmują przede wszystkim: wszelkiego rodzaju wspinaczki, turystykę górską, narciarstwo turoweskialpinizm, a nawet szkolenie w tych dziedzinach. Oczywiście z racji odmiennej destynacji usług przewodnickich i instruktorskich, u przewodnika potencjał dydaktyczny do prowadzenia szkoleń wspinaczkowych czy narciarskich (uzyskany tylko w ramach kursu przewodnickiego) nie zawsze będzie tak rozległy jak warsztat metodyczny licencjonowanego instruktora sportowego - wspinaczki, czy narciarstwa. Warto natomiast wiedzieć, że wielu przewodników PSPW posiada jednocześnie zawodowe tytuły instruktorskie.

Przewodnikami licencjonowanymi przez PSPW (i tym samym przez federację IVBV) są alpiniści o wysokim i wszechstronnym dorobku, podlegający rygorowi corocznej weryfikacji. Dlatego właśnie z przewodnikami IVBV – i tylko z takimi – należy umawiać się na zdobywanie Gerlachu, Mont Blanc, Matterhornu, na narciarski trawers Haute Route i temu podobne tury w Alpach lub innych wysokich górach świata. Są to usługi z „półki cenowej” relatywnie wysokiej, ale adekwatnej do zagwarantowanych kompetencji.

Na rynku usług rozpowszechnione są również oferty wspinaczek z Przewodnikami Tatrzańskimi. Są to usługi na ogół znacząco tańsze niż oferowane przez przewodników IVBV. Doradzam jak najdalej idącą staranność w doborze osoby przewodnika, jeśli tylko plany obejmują działanie poza szlakami turystycznymi, a przede wszystkim - w rejonie wymagającym użycia technicznych środków asekuracji.

Przede wszystkim należy wiedzieć, że do jakiejkolwiek aktywności wspinaczkowej uprawnieni są tylko Przewodnicy Tatrzańscy klasy I oraz II, natomiast nie klasy III  - bo „III” to stopień najniższy, a nie najwyższy!   Tymczasem liczne oferty regularnych wspinaczek stały się niesławną „normą” w ofertach przewodników klasy III, przy cichym (i zupełnie niezrozumiałym) przyzwoleniu środowisk. 

Należy zawsze poszukiwać przewodnika o kwalifikacjach realnie odpowiadających potrzebom planowanej wycieczki lub wspinaczki. Dlatego warto interesować się, czy poza właściwą licencją przewodnicką nasz oferent posiada jeszcze jakieś inne, poważne certyfikaty kompetencji technicznych i upewnić się, w oparciu o które to kompetencje formalne zamierza nam ostatecznie świadczyć swoją usługę.  

Kolejna uwaga dotyczyć będzie tych Przewodników Tatrzańskich lub – rzecz istotna  – przewodników z innych grup górskich (nie wyłączając Gór Świętokrzyskich), którzy jako certyfikat swoich kompetencji eksponują logo federacji UIMLA.

Otóż zakres uprawnień technicznych tej grupy zawodowej - z punktu widzenia regulaminu ich własnej federacji - usytuowany jest nieco poniżej uprawnień Przewodnika Tatrzańskiego klasy III, co  jest jasno opisane6) w oficjalnej witrynie UIMLA. Znamienne, że sama organizacja UIMLA w ogóle nie posługuje się wobec swoich członków pojęciem guide, czyli „przewodnik", ale używa słowa leader (co w języku polskim wypada przełożyć na nieco zapomniany dziś tytuł „przodownik turystyki” - przyznawany przez PTTK). Niestety, tak to funkcjonuje w języku angielskim, ale nie w polskim - jak sądzę - nie bez kozery… Tej i podobnych informacji nie znajdziemy łatwo w witrynie oddziału polskiego zrzeszenia, gdzie słowo „Lider” - poza nazwą – chyba nigdzie więcej nie występuje. Nietrudno zatem zauważyć, że modne dziś epatowanie znakiem UIMLA przez Przewodnika Tatrzańskiego klasy II lub I co do zasady... przeczy faktycznie posiadanym kwalifikacjom wysokogórskim, zamiast je potwierdzać!  Zatem nie warto ulegać magii ładnego logo UIMLA tylko dlatego, że napisane jest na nim „nie‑po‑polsku”. Poświadcza ono bowiem tylko posiadanie papierów przewodnickich, ale niekoniecznie nawet tatrzańskich, zaś kompetencje (a zatem i prawo) do pracy w obszarach górskich wymagających sprzętu technicznego – w myśl regulaminu UIMLA - literalnie wyklucza!

Tymczasem członkowie polskiego oddziału UIMLA określają siebie tytułem „Międzynarodowy Przewodnik Górski”, co pozwala łatwo pomylić z tytułem  Międzynarodowy Przewodnik Wysokogórski - UIAGM. Dla jednych będzie to swoista „gra w literki”, dla innych - zwykła werbalna pomyłka. Ale taka pomyłka (albo „pomyłka”) może w górach drogo kosztować.

W myśl obecnych (bardzo niefortunnych) przepisów, uprawnienia zawodowe Przewodnika Tatrzańskiego (każdej klasy)  ograniczone są tylko do obszaru Tatr leżącego na terytorium R.P. Zatem polski Przewodnik Tatrzański nie może legalnie pracować po słowackiej stronie w oparciu li tylko o polską licencję.  Nie wydaje się to ani sprawiedliwe, ani mądre, ale niewiele poradzimy, bo takie są regulacje międzypaństwowe. Natomiast właśnie tu Przewodnik Tatrzański może sobie znakomicie dopomóc „blachą” UIMLA, bo stoi za nią licencja międzynarodowa, siłą rzeczy honorowana na Słowacji. Dlatego da się widzieć wielu polskich Przewodników Tatrzańskich legalnie działających zawodowo po słowackiej stronie Tatr.  Pozostaje jednak istotne „ale”, o którym każdy przewodnik powinien pamiętać: otóż osoba działająca jedynie w oparciu o licencję UIMLA (poniekąd także na terenie R.P.!) nie jest upoważniona do świadczenia usług w terenie wymagającym użycia sprzętu technicznego, takiego jak lina, a nawet raki i czekan – i to niezależnie od posiadanego krajowego stopnia przewodnickiego (bo to ograniczenie wynika z samych norm UIMLA, za granicą nadrzędnych). Czyli poza granicami R.P każdy przewodnik, który chce opierać się wyłącznie o licencję UIMLA, musi swoją aktywność zawodową ograniczać wyłącznie do typowych szlaków turystycznych. Przewodnik Tatrzański klasy I i II może natomiast legitymować się imiennym zezwoleniem na techniczną działalność pozaszlakową, wydanym przez władze słowackie. Takie zezwolenia istnieją i tenże „atrybut” koniecznie należy sprzwdzać przy kontraktowaniu usługi - aby uniknąć kłopotu (a zapewne też kosztów) w razie konfrontacji z funkcjonariuszami TANAP.

Należy też wiedzieć, że w odróżnieniu od przewodnika IVBV (PSPW), żaden stopień (klasa) Przewodnika Tatrzańskiego, ani „blacha” UIMLA, nie deleguje do prowadzenia sportowych szkoleń technicznych, np. nauczania wspinaczki lub narciarstwa. Powód jest prosty: ta grupa nie jest edukowana programowo do takiej pracy instruktorskiej i nadawane papiery nie certyfikują takich kwalifikacji.

Ostatnią kategorię, o której wypada dla porządku wspomnieć jako o kojarzonej z usługami przewodnickimi, tworzą – mam nadzieję, że mimo woli - ratownicy. Nawet „na chłopski rozum” wydaje się rzeczą oczywistą, że tytuł ratownika sam przez się nie upoważnia do działalności w zakresie przewodnictwa - ani turystycznego, ani wspinaczkowego. Ratownik jest specjalistą od ratowania - i to w tym, a nie innym kierunku został przez Pogotowie gruntownie wyszkolony, chyba że - uwaga - jest Instruktorem TOPR, a wówczas posiada wyszkolenie dydaktyczne stosowne by prowadzić niektóre rodzaje „otwartych” kursów i warsztatów. Ale tych instruktorów jest bardzo niewielu!  A jednak w świadomości społecznej wiedza o tym jest daleka od powszechnej. Proszę zatem zapamiętać, że każdy „szeregowy” ratownik jest fachowcem wyszkolonym doskonale – ale do innych zadań. Owszem, niejeden ratownik może posiadać także rozmaite kwalifikacje przewodnickie lub instruktorskie - tyle że zdobyte w trybie zupełnie niezależnym od szkoleń ratowniczych - natomiast nie musi ich mieć, by kompetentnie pełnić służbę pod znakiem Niebieskiego Krzyża.

Dlatego bardzo niefortunnym pomysłem jest udawanie się do  Centrali Pogotowia lub „dyżurki” w schronisku jak do biura przewodnickiego, choć - faktycznie - służbę ratowniczą pełni tam również wielu świetnych Przewodników Tatrzańskich i Przewodników IVBV. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że do każdego z nich można dotrzeć bezpośrednio, bez stawiania jego osoby oraz Pogotowia w kłopotliwym świetle.

Temat nie jest w tym miejscu wyczerpany. Opisana została tylko „nisza” powiązana z górską turystyką pieszą oraz wspinaczką. Pozostają jeszcze podobne kwestie odnoszące się do aktywności narciarskich. Tu również istnieje sporo tytułów, specjalizacji i stopni instruktorskich, regulowanych przede wszystkim przez PZN, SITN i PZA. Nie czuję się wystarczająco kompetentny do szczegółowego rozwijania tego tematu. Dlatego poprzestanę na zwróceniu uwagi, że do opieki przewodnickiej nad grupami skiturowymi uprawnieni są wyłącznie przewodnicy. Natomiast przedmiotem aktywności zawodowej przewidzianym dla instruktorów (w tym Instruktorów Narciarstwa Wysokogórskiego PZA) jest szkolenie, które w istocie ma prowadzić – podobnie jak w przypadku sportów wspinaczkowych  - ku coraz wyższym poziomom samodzielności absolwenta.

Postepujące „reformy deregulacyjne” bez wątpienia utrudniły rozpoznawalność prawdziwie wykwalifikowanych instruktorów oraz przewodników. W obecnej sytuacji należy pamiętać, że samobójczym szaleństwem byłoby widzenie w deregulacji tychże zawodów (wcześniej regulowanych) jakościowego zrównania osoby mianowanej na „instruktora” lub „lidera” przez jakiś prywatnie powołany klub, agencję lub „fundację” (albo i… przez siebie samego - naprawdę tak bywa !!!) z profesjonalistą wyszkolonym i certyfikowanym przez narodowy związek sportowy, stowarzyszony w międzynarodowej unii (jak PZA w UIAA) lub ogólnokrajową czy międzynarodową federację przewodnicką, bo ani owe certyfikacje nie utraciły swej mocy, ani ich wystawca - wyłącznej wiarygodności. Oczywiście mowa tu o kompetencji merytorycznej, a nie o „kompetencjach formalnych”, bo te – rzeczywiście (zgodnie z brzmieniem autorskiego komentarza do projektu obecnej ustawy) – mogą dziś skutecznie oprzeć się na osobistym oświadczeniu, że … „sie potrafi”.  Dlatego trudno się dziwić, że samozwańczym „instruktorom” lub „liderom” wszystko wydaje się w porządku. Tak będzie, ale tylko dopóki odpowiedzialność dotyczy samej ... działalności gospodarczej. Na razie jednak chyba mało kto zdaje sobie sprawę, że te same rzeczy nie będą ani tak oczywiste, ani bezsporne co do arte legis, jeśli pod taką a nie inną „opieką” dojdzie w górach do nieszczęśliwego wypadku.

Jako  pointę przytoczę więc słowa Pisma: „Strzeżcie się fałszywych proroków!”. Mam nadzieję, że od tej pory rozpoznanie przebierańców będzie choć trochę łatwiejsze.


 


Odnośniki  użyte w tekście:

1)  http://www.wyprawypartnerskie.pl/

2)  https://www.ivbv.info/

3)  https://pza.org.pl/szkolenie/kadra

4)  https://pza.org.pl/szkolenie/prawo

5)  https://www.pspw.pl/

6)  http://www.uimla.org/cms/index.php?id=44

Uwaga:

Treści zawarte w artykule są wyłącznie prywatnymi opiniami autora.
Aktualizacja tekstu zgodna ze stanem prawnym obowiązującym od 2019 r.


Marek Pokszan  © 2013‑2025.    mail: info@taternictwo.com.pl    Przewodnik PSPW Instruktor PZA